Image Map

niedziela, 20 stycznia 2013

Prolog




~ Z perspektywy Sophie ~ 


 " Life, it seems, will fade away
Drifting further every day
Getting lost within myself
Nothing matters, no one else ( ... ) "

    Życie to ciągły wir wydarzeń, który zaskakuje nas z dnia na dzień. Nie wiemy, jaki los nam napisał scenariusz, dlatego moje motto to carpie diem. Pieprzę cały sentyment. Uwielbiam imprezować, zdarza mi się coś ćpać i również palę. Nie nałogowo, okazyjnie, czyli ciągle. Może to jednak uzależnienie? Mam to gdzieś.Uciekam w używki, gdy mam problem, gdy jestem zła, gdy jestem szczęśliwa. Ciągle w nie uciekam. Podoba mi się to życie. 

   Właśnie grałam na swojej ukochanej gitarze elektrycznej, którą nazwałam Anastasia, dlaczego? Bo od tej piosenki zaczęła się moja przygoda z tą gitarą. Piosenka, którą wykonywałam to Metallica - Fade to black. Uwielbiałam tą piosenkę, jest taka ... no właśnie, nie wiem jak to określić. Inspirująca, zawsze jest ze mną w trudnych chwilach. A takich chwil, było kilka w moim życiu. Śmierć ojca, problemy finansowe, przeprowadzka w rodzinne strony matki - Londynu, do babci. Jednakże po ukończeniu 18 lat zamieszkałam wraz z moją przyjaciółką Elizabeth. Czemu? Matka nie pozwalała mi żyć, ciągle kazała mi męczyć się nad książkami. Jej marzeniem było, abym została prawnikiem, jak twierdzi, miałabym przynajmniej utrzymanie finansowe. Potrzebowałam wolności, mam wolność.




~ Z perspektywy Elizabeth ~ 


          "(...) Gdyby bratnie duszę się wspierały
          I sobie ufały.
          Gdyby rymy tylko na wolno powstawały.
          Gdyby farby nie zaciekały
          I na murze nie matowiały.
          Gdyby wielkie nominały
          Każdą kieszeń oblężały.
          Na plakatach by widniały
          PFK inicjały. (...)"

          Stałam przed jasną ścianą w moim pokoju, podziwiając swoją pracę, ze słuchawkami w uszach. Właśnie skończyłam malować wielką sowę. Nie była to jakieś malowidło, które zajęło pięć minut. Ta sowa zabrała pięć godzin mojego czasu. Ale było warto. Sowa miała brunatno - biały kolor. Jej skrzydła były rozłożone w locie. Byłam dumna z tego malowidła. 

          Wyciągnęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam piosenkę Paktofoniki. Dziwne, prawda? Ja, dziewczyna, która mieszka w Londynie, rozumie coś po Polsku... Jednak nie pochodziłam z Anglii, tylko z Polski. Byłam pół polką, pół hiszpanką. Miałam angielskie imię, ale mieszkałam w Warszawie. Właśnie, mieszkałam. Rok temu przeprowadziłam się tu, do centrum Londynu, by dokończyć ostatnią klasę liceum, a potem studiować. Mieszkałam jedynie ze swoją przyjaciółką. Czemu? Rodzice się rozwiedli, gdy miałam dwanaście lat. Długo walczyli o to, kto się nami zajmie, ale w końcu wypadło na matkę. Ojciec wyjechał do Barcelony, do miejsca, gdzie mieszkał od dziecka, a ja zostałam w Polsce. Wcale mnie to nie cieszyło; wolałam pojechać z ojcem. Miał wspaniałą pracę, był reżyserem. Zwiedzał dużo miejsc, a ja nigdy nie potrafiłam usiedzieć w jednym miejscu. Na początku proponował mi, że mnie zabierze, ale matka zabraniała mu tego. W końcu odpuścił. Miałam ją po dziurki w nosie, próbowała na siłę zatrzymać mnie w Warszawie, więc gdy tylko skończyłam siedemnaście lat przeprowadziłam się tutaj, do Anglii. Na szczęście mieszkam tu do dzisiaj. 
          Ułożyłam sobie życie. Poznałam mnóstwo ludzi, spróbowałam rzeczy, których w Polsce matka nie pozwalała mi tknąć. W końcu mogłam ubierać i malować się jak chciałam. Nikt nie robił mi kłótni o paczkę fajek, które były na dnie mojej torebki. 
          Życie na własny rachunek może jest trudne, ale mi się podoba...


***


          Od autorek: Cześć! Jak można zauważyć w bohaterach, ten blog nie będzie o zwyczajnym One Direction, dlatego żeby uniknąć nieporozumień, zajrzyjcie w zakładkę "O blogu". Reklamy swoich blogów proszę nie zostawiać pod postem, tylko w karcie " Spam " .